Author
Francis Weller
18 minute read

 

Często pisałem o wartości i znaczeniu żałoby. W kontekście tej części poświęconej oporowi chciałbym podkreślić zasadnicze znaczenie tej często zaniedbywanej emocji i umiejscowić ją bezpośrednio w sercu naszych możliwości reagowania na wyzwania naszych czasów.

Denise Levertov napisała krótki, ale pouczający wiersz o żałobie. Ona mówi,

Aby mówić o smutku
działa na to
przenosi go ze swojego
przykucnięte miejsce z zakazem
droga do i z sali duszy.

To nasze niewypowiedziane smutki, zatłoczone historie o stracie, pozostawione bez opieki, blokują nasz dostęp do duszy. Aby móc swobodnie wchodzić i wychodzić z wewnętrznych komnat duszy, musimy najpierw oczyścić drogę. Wymaga to znalezienia sensownych sposobów mówienia o smutku.

Obszar żałoby jest ciężki. Nawet słowo ma wagę. Smutek pochodzi z łaciny, gravis, co oznacza ciężki, od którego czerpiemy powagę. Używamy terminu gravitas, gdy mówimy o cechach niektórych ludzi, którzy z godnością dźwigają ciężar świata. I tak się dzieje, gdy uczymy się z godnością towarzyszyć naszemu smutkowi.

Freeman House w swojej eleganckiej książce Totem Salmon napisał: „W jednym starożytnym języku słowo pamięć wywodzi się od słowa oznaczającego uważny, w innym od słowa opisującego świadka, w jeszcze innym oznacza ono w istocie smucić się Uważne świadczenie oznacza opłakiwanie tego, co stracone”. Taka jest intencja i duchowy cel żałoby.

W tym życiu nikt nie uniknie cierpienia. Nikt z nas nie jest wolny od straty, bólu, choroby i śmierci. Jak jednak to się dzieje, że tak mało rozumiemy te istotne doświadczenia? Jak to się dzieje, że próbujemy oddzielić smutek od naszego życia i tylko niechętnie przyznajemy się do jego obecności w najbardziej oczywistych momentach? „Gdyby zamaskowany ból wydał dźwięk” – sugeruje Stephen Levine, „atmosfera wibrowałaby przez cały czas”.

Zejście w otchłań smutku i cierpienia wydaje się nieco zniechęcające, ale nie znam lepszego sposobu na kontynuowanie naszej podróży na rzecz odzyskania rdzennej duszy niż spędzanie czasu w sanktuarium żałoby. Bez pewnej dozy bliskości z żałobą, nasza zdolność do przeżywania jakichkolwiek innych emocji lub doświadczeń w naszym życiu jest znacznie ograniczona.

Zaufanie temu zejściu do ciemnych wód nie jest łatwe. Jednak bez pomyślnego przejścia tym korytarzem brakuje nam hartu, który wynika jedynie z takiego upuszczenia. Co tam znajdziemy? Ciemność, wilgoć, która zamienia nasze oczy w mokre, a twarz w strumienie. Odnajdujemy ciała zapomnianych przodków, starożytne pozostałości drzew i zwierząt, te, które były wcześniej i prowadzą nas z powrotem tam, skąd przybyliśmy. To zejście jest przejściem do tego, czym jesteśmy, stworzeniami ziemskimi.

CZTERY BRAMY Smutku

Nabrałem głębokiej wiary w smutek; Przyszliśmy zobaczyć, jak jego nastroje przywołują nas z powrotem do duszy. W rzeczywistości jest to głos duszy, wzywający nas do zmierzenia się z najtrudniejszą, ale niezbędną nauką życia: wszystko jest darem i nic nie trwa wiecznie. Uświadomienie sobie tej prawdy oznacza życie z chęcią życia na warunkach życia, a nie próbę zaprzeczenia po prostu temu, co jest. Smutek przyznaje, że stracimy wszystko, co kochamy. Bez wyjątków. Teraz oczywiście chcemy podważyć tę tezę, mówiąc, że zachowamy miłość w sercach naszych rodziców, współmałżonka, dzieci, przyjaciół, lub, lub, lub i tak, to prawda. Jednak to smutek pozwala sercu pozostać otwartym na tę miłość, aby słodko wspominać sposób, w jaki ci ludzie dotknęli nasze życie. To właśnie wtedy, gdy zaprzeczamy wejściu żalu do naszego życia, zaczynamy ograniczać zakres naszych doświadczeń emocjonalnych i żyć płytko. Ten poemat z XII wieku pięknie wyraża tę trwałą prawdę o ryzyku miłości.

ZA TYCH, KTÓRZY UMARLI
ELEH EZKERAH – O tych pamiętamy

To straszna rzecz
Kochać

Czego może dotknąć śmierć.
Kochać, mieć nadzieję, marzyć,
Ach, przegrać.
Rzecz dla głupców, to
Miłość,
Ale rzecz święta
Kochać to, czego może dotknąć śmierć.

Bo życie Twoje zamieszkało we mnie;
Twój śmiech kiedyś mnie podniósł;
Twoje słowo było dla mnie darem.

Pamiętanie o tym przynosi bolesną radość.

To rzecz ludzka, miłość, rzecz święta,
Kochać
Czego może dotknąć śmierć.

Judah Halevl lub Emanuel z Rzymu - XII wiek

Ten zaskakujący wiersz trafia w samo sedno tego, co mówię. Świętą rzeczą jest kochać to, czego może dotknąć śmierć. Aby jednak zachować ją świętą i dostępną, musimy stać się biegli w języku i zwyczajach żałoby. Jeśli tego nie zrobimy, nasze straty staną się wielkimi ciężarami, które ciągną nas w dół, wciągając poniżej progu życia i wkraczając w świat śmierci.

Smutek mówi, że odważyłem się kochać, że pozwoliłem innemu wejść do samego rdzenia mojej istoty i znaleźć dom w moim sercu. Smutek jest podobny do pochwały, jak przypomina nam Martin Prechtel. Jest to opowieść duszy o głębi, do jakiej ktoś dotknął naszego życia. Kochać to akceptować rytuały żałoby.

Pamiętam, że byłem w Nowym Jorku niecały miesiąc po zniszczeniu wież w 2001 roku. Mój syn chodził tam do college'u i ta tragedia wydarzyła się wkrótce po jego pierwszym poważnym czasie spędzonym poza domem. Zabrał mnie do centrum, żeby pokazać mi miasto, a to, co zobaczyłem, głęboko mnie poruszyło.

Wszędzie, gdzie poszedłem, widziałem kapliczki żałoby, kwiaty zdobiące wizerunki bliskich, którzy zginęli w zniszczeniu. W parkach ustawiały się kręgi ludzi, jedni milczący, inni śpiewający. Było jasne, że dusza miała elementarną potrzebę, aby to zrobić, zebrać się, opłakiwać, płakać, lamentować i krzyczeć z bólu, aby mogło rozpocząć się uzdrowienie. Na pewnym poziomie wiemy, że jest to wymóg w obliczu straty, ale zapomnieliśmy, jak wygodnie chodzić z tą silną emocją.

Jest jeszcze jedno miejsce żałoby , które trzymamy, druga brama, inna niż Iossy związane ze stratą kogoś lub czegoś, co kochamy. Ten smutek pojawia się w miejscach nigdy nie dotkniętych miłością. Są to miejsca głęboko czułe właśnie dlatego, że żyły poza dobrocią, współczuciem, ciepłem i gościnnością. To są te miejsca w nas, które zostały owinięte wstydem i wygnane na dalszy brzeg naszego życia. Często nienawidzimy tych części siebie, traktujemy je z pogardą i nie pozwalamy im ujrzeć światła dziennego. Nie pokazujemy nikomu tych wyrzuconych braci i sióstr, pozbawiając się w ten sposób uzdrawiającego balsamu wspólnoty.

Te zaniedbane miejsca duszy żyją w całkowitej rozpaczy. To, co czujemy jako wadliwe, doświadczamy również jako stratę. Ilekroć jakakolwiek część tego, kim jesteśmy, zostaje odrzucona i zamiast tego wysłana na wygnanie, stwarzamy warunki straty. Właściwą reakcją na jakąkolwiek stratę jest smutek, ale nie możemy opłakiwać czegoś, co naszym zdaniem wykracza poza krąg wartości. Na tym właśnie polega nasza sytuacja. Chronicznie odczuwamy obecność smutku, ale nie jesteśmy w stanie prawdziwie go smucić, ponieważ czujemy w ciele, że ta część nas samych jest niegodna opłakiwania nas. Duża część naszego smutku wynika z konieczności przykucnięcia i życia małego, ukrytego przed wzrokiem innych, i tym ruchem potwierdzamy nasze wygnanie.

Pamiętam jedną młodą kobietę po dwudziestce podczas rytuału żałobnego, który odprawialiśmy w Waszyngtonie. W ciągu dwóch dni, podczas których pracowaliśmy nad przelaniem naszego żalu i kompostowaniem tych kawałków w żyzną glebę, nieustannie płakała cicho do siebie. Pracowałem z nią przez jakiś czas i poprzez westchnienia i łzy słyszałem lamenty na temat jej bezwartościowości. Kiedy nadszedł czas rytuału, pobiegła do świątyni i słyszałem jej krzyk przez bębny: „Jestem bezwartościowy, nie jestem wystarczająco dobry”. , w obecności świadków, wraz z innymi osobami pogrążonymi w żałobie. Kiedy to się skończyło, zabłysła jak gwiazda i zdała sobie sprawę, jak błędne były historie na temat tych fragmentów jej osobowości.

Smutek jest potężnym rozpuszczalnikiem, zdolnym zmiękczyć najtwardsze miejsca w naszych sercach. Prawdziwe opłakiwanie siebie i tych miejsc wstydu zaprasza pierwsze kojące wody uzdrawiające. Smutek ze swej natury potwierdza wartość. Warto płakać: moje straty mają znaczenie. Nadal czuję łaskę, która przyszła, kiedy naprawdę pozwoliłem sobie opłakiwać wszystkie straty związane z życiem pełnym wstydu. Pesha Gerstier pięknie przemawia do współczucia serca otwartego przez żal.

Wreszcie

Wreszcie jestem na dobrej drodze do „tak”.
wpadam na
Wszystkie miejsca, w których powiedziałem nie
Do mojego życia.
Wszystkie niezamierzone rany
Czerwone i fioletowe blizny
Te hieroglify bólu
Wyrzeźbione w mojej skórze i kościach,
Te zakodowane wiadomości
To mnie powaliło
Zła ulica
Znowu i znowu.
Gdzie je znajdę,
Stare rany
Stare błędne wskazówki,
I podnoszę je
Jeden po drugim
Blisko mego serca
I mówię
Święty
Święty
Święty

Trzecia brama żalu pochodzi z rejestrowania strat otaczającego nas świata. Codzienne zanikanie gatunków, siedlisk i kultur jest odnotowywane w naszej psychice, niezależnie od tego, czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy nie. Większość smutku, który niesiemy, nie ma charakteru osobistego, ale wspólny, wspólny. Nie można iść ulicą i nie odczuwać zbiorowych smutków związanych z bezdomnością lub wstrząsających smutków ekonomicznego szaleństwa. Trzeba wszystkiego, co mamy, aby zaprzeczyć smutkom świata. Pablo Neruda powiedział: „Znam ziemię i jestem smutny”. Podczas niemal każdego rytuału żałoby, który odprawiamy, ludzie po rytuale dzielą się tym, że poczuli przytłaczający smutek z powodu ziemi, którego wcześniej nie byli świadomi. Przejście przez drzwi smutku wprowadza cię do pokoju wielkiego smutku świata. Naomi Nye pięknie to ujęła w swoim wierszu Dobroć: „Zanim poznasz dobroć/ jako najgłębszą rzecz w swoim wnętrzu, /musisz poznać smutek/ jako drugą najgłębszą rzecz./ Musisz obudzić się ze smutkiem./ Musisz z nim porozmawiać. aż twój głos / złapie nić wszystkich smutków / i zobaczysz rozmiar materiału. Tkanina jest ogromna. Tam wszyscy dzielimy się wspólnym kielichem straty i w tym miejscu odnajdujemy między sobą głębokie pokrewieństwo. Na tym polega alchemia żalu, wielka i trwała ekologia sacrum, która po raz kolejny ukazuje nam to, co tubylcza dusza zawsze znała; jesteśmy z ziemi.

Podczas jednego z rytuałów, które odprawiamy co roku pod nazwą Odnowa Świata, podczas którego wspólnie zaspokajamy potrzeby ziemi w zakresie jej nakarmienia i uzupełnienia, doświadczyłam głębi żalu, który noszę w duszy z powodu Iossów w naszym świecie. Rytuał trwa trzy dni i zaczynamy od pogrzebu, aby podziękować za wszystko, co opuszcza świat. Budujemy stos pogrzebowy, a następnie wspólnie nazywamy i wrzucamy do ognia to, co straciliśmy. Kiedy po raz pierwszy odprawialiśmy ten rytuał, planowałem grać na bębnach i utrzymywać przestrzeń dla pozostałych. Przywoływałam sacrum i kiedy ostatnie słowo opuściło moje usta, ciężar żalu za światem rzucił mnie na kolana. Płakałam i szlochałam z powodu każdej wymienionej straty i wiedziałam w swoim ciele, że każda z tych strat została zarejestrowana przez moją duszę, chociaż nigdy nie zdawałam sobie z tego sprawy świadomie. Przez cztery godziny dzieliliśmy razem tę przestrzeń, a potem zakończyliśmy w milczeniu, uznając głębokie straty w naszym świecie.

Jest jeszcze jedna brama do żałoby , trudna do nazwania, a jednak bardzo obecna w życiu każdego z nas. To wejście w smutek przywołuje w tle echo strat, których być może nawet nie będziemy w stanie przyznać się do winy. O oczekiwaniach zakodowanych w naszym życiu fizycznym i psychicznym pisałam wcześniej. Spodziewaliśmy się pewnej jakości powitania, zaangażowania, dotyku, refleksji, krótko mówiąc, spodziewaliśmy się tego, czego doświadczyli nasi przodkowie z głębi czasu, a mianowicie wioski. Oczekiwaliśmy bogatej i zmysłowej relacji z ziemią, wspólnych rytuałów celebracji, żałoby i uzdrowienia, które utrzymywałyby nas w kontakcie ze sacrum. Brak tych wymagań prześladuje nas i odczuwamy jako ból, smutek, który osiada nad nami jak we mgle.

Skąd w ogóle mamy wiedzieć, że mamy tęsknić za tymi doświadczeniami? Nie wiem, jak odpowiedzieć na to pytanie. Wiem jednak, że następstwa przyznane danej osobie często obejmują smutek; podnosi się fala uznania i świta świadomość, że całe życie żyłam bez tego. Ta świadomość wywołuje smutek. Widziałem to raz po raz.

Młody mężczyzna w wieku 25 lat wziął niedawno udział w jednym z naszych corocznych spotkań dla mężczyzn. Przybył pełen brawury młodości, zacierając ślady cierpienia i bólu za pomocą wielu strategii. Tym, co pozostawało pod tymi zmęczonymi wzorami, był jego głód bycia widzianym, znanym i mile widzianym. Zapłakał najbardziej bolesnymi łzami, gdy jeden z mężczyzn nazwał go bratem. Później wyznał, że rozważał wstąpienie do klasztoru, aby móc usłyszeć to słowo wypowiadane do hlma przez innego mężczyznę.

Podczas naszego wspólnego czasu odprawialiśmy rytuał żałobny. Każdy tamtejszy mężczyzna, z wyjątkiem tego młodego mężczyzny, doświadczył już wcześniej tego rytuału. Widok tych mężczyzn padających na kolana w smutku przełamał go. Płakał i płakał, padając na kolana, a potem powoli zaczął witać mężczyzn powracających ze świątyni żałoby i poczuł, jak umacnia się jego miejsce w wiosce. Był w domu. Później szepnął do mnie: „Czekałem na to całe życie”.

Zrozumiał, że potrzebuje tego kręgu; że jego dusza potrzebowała śpiewu, poezji, dotyku. Każdy element tych podstawowych zaspokojeń pomagał przywrócić jego istotę. Miał swój początek w nowym życiu.

Zdolność żalu do działania jako rozpuszczalnik ma kluczowe znaczenie w czasach, gdy retoryka strachu przesyca drogi oddechowe. Trudno oprzeć się pokusie wycofania i zamknięcia serca na świat. Co wtedy? Co się dzieje z naszym zaniepokojeniem i oburzeniem z powodu rozwoju sytuacji? Zbyt często odrętwiamy, zasłaniając swoje smutki różnymi rozrywkami, od telewizji, przez zakupy, po zajęcia. Codzienne obrazy śmierci i straty są przytłaczające, a serce, nie mogąc odrzucić żadnego z nich, odchodzi w odosobnienie: I mądrze. Bez ochrony społeczności nie można całkowicie uwolnić się od żalu. Powyższe historie młodej kobiety i młodego mężczyzny ilustrują istotną naukę dotyczącą uwalniania się od żalu.

Aby w pełni uwolnić się od smutku, który niesiemy, potrzebne są dwie rzeczy: powstrzymanie i uwolnienie. W przypadku braku prawdziwej wspólnoty pojemnika nie ma nigdzie i domyślnie stajemy się pojemnikiem i nie możemy wpaść w przestrzeń, w której możemy w pełni odpuścić niesione przez nas smutki. W tej sytuacji przetwarzamy nasz smutek, wkraczając w niego, a następnie chowając się z powrotem do naszych ciał niewydany. Smutek NIGDY nie był prywatny; zawsze było wspólne. Często czekamy na innych, abyśmy mogli wpaść do świętej krainy smutku, nawet nie wiedząc, że to robimy.

To smutek, nasz smutek zwilża zatwardziałe miejsca w nas, pozwalając im ponownie się otworzyć i uwalniając nas, abyśmy mogli ponownie poczuć naszą pokrewieństwo ze światem. To jest głęboki aktywizm, aktywizm duszy, który tak naprawdę zachęca nas do połączenia się ze łzami świata. Smutek jest w stanie utrzymać krawędzie serca giętkie, elastyczne, płynne i otwarte na świat i jako taki staje się potężnym wsparciem dla każdej formy aktywizmu, którą możemy podjąć.

Przepychanie się przez solidną skałę

Jednak wielu z nas staje przed wyzwaniami, gdy zbliżamy się do żałoby. Być może najbardziej zauważalną przeszkodą jest to, że żyjemy w kulturze płaskiej linii, która unika głębi emocji. W rezultacie uczucia, które dudnią głęboko w naszej duszy jako żal, gromadzą się tam i rzadko znajdują pozytywny wyraz, na przykład poprzez rytuał żałoby. Nasza całodobowa kultura sprawia, że ​​obecność smutku schodzi na dalszy plan, gdy stoimy w jasno oświetlonych obszarach tego, co znane i wygodne. Jak stwierdził Rilke w swoim poruszającym wierszu żałobnym napisanym ponad sto lat temu:

Możliwe, że przebijam się przez litą skałę
w warstwach przypominających krzemień, gdy ruda leży samotnie;
Jestem tak daleko, że nie widzę przejścia,
i brak miejsca: wszystko jest blisko mojej twarzy,
i wszystko blisko mojej twarzy jest kamienne.
Nie mam jeszcze zbyt dużej wiedzy w żałobie...
więc ta ogromna ciemność czyni mnie małym.
Ty bądź mistrzem: bądź zawzięty, włam się: wtedy nastąpi twoje wielkie przemienienie,
i dotknie cię mój wielki smutek.

Przez stulecie niewiele się zmieniło. Wciąż nie mamy zbyt dużej wiedzy na temat żałoby.

Nasze zbiorowe zaprzeczanie naszemu podstawowemu życiu emocjonalnemu przyczyniło się do szeregu problemów i symptomów. To, co często diagnozuje się jako depresję, jest w rzeczywistości chronicznym smutkiem niskiego stopnia zamkniętym w psychice wraz ze wszystkimi dodatkowymi składnikami wstydu i rozpaczy. Martin Prechtel nazywa to kulturą „szarego nieba”, ponieważ nie decydujemy się na bujne życie, wypełnione cudami świata, pięknem codziennej egzystencji, ani nie przyjmujemy smutku towarzyszącego nieuniknionym stratom nas podczas naszego spaceru po czasie spędzonym tutaj. Ta odmowa wejścia w głębiny w konsekwencji zawęziła dla wielu z nas widzialny horyzont, przyćmiła nasze entuzjastyczne uczestnictwo w radościach i smutkach świata.

Istnieją inne czynniki, które utrudniają swobodne i nieskrępowane wyrażanie żalu. Pisałem wcześniej, jak głęboko w zachodniej psychice jesteśmy uwarunkowani pojęciem prywatnego bólu. Składnik ten predysponuje nas do trzymania żalu w zamknięciu, zakuwając go w najmniejsze ukryte miejsce w naszej duszy. W samotności jesteśmy pozbawieni tego, czego potrzebujemy, aby zachować witalność emocjonalną: wspólnoty, rytuału, natury, kompasu, refleksji, piękna i miłości. Prywatny ból jest dziedzictwem indywidualizmu. W tej wąskiej historii dusza zostaje uwięziona i wrzucona w fikcję, która zrywa jej pokrewieństwo z ziemią, ze zmysłową rzeczywistością i niezliczonymi cudami świata. To samo w sobie jest dla wielu z nas źródłem smutku.

Kolejnym aspektem naszej niechęci do smutku jest strach. W swojej praktyce terapeutycznej setki razy słyszałem, jak ludzie boją się wpaść do studni żalu. Najczęstszym komentarzem jest: „Jeśli tam pojadę, nigdy nie wrócę”. To, co powiedziałam na ten temat, było dość zaskakujące. „Jeśli tam nie pójdziesz, nigdy nie wrócisz”. Wygląda na to, że nasza hurtownia porzucenie tej podstawowej emocji drogo nas kosztowało, wypchnęło nas na powierzchnię, gdzie prowadzimy powierzchowne życie i odczuwamy dokuczliwy ból czegoś, czego nam brakuje. Nasz powrót do bogatego życia duszy i duszy świata musi przejść przez intensywny region smutku i smutku.

Być może najbardziej znaczącą przeszkodą jest brak zbiorowych praktyk pozwalających uwolnić się od żalu. W przeciwieństwie do większości tradycyjnych kultur, w których smutek jest stałym gościem społeczności, w jakiś sposób udało nam się zamknąć smutek i oczyścić go z rozdzierającego wnętrzności i łamiącego serce wydarzenia, jakim jest.

Weź udział w pogrzebie i zobacz, jak płaskie stało się to wydarzenie.

Smutek zawsze był wspólny i zawsze wiązał się ze świętością. Rytuał to sposób, dzięki któremu możemy zaangażować się w podłoże żalu i pracować nad nim, pozwalając mu się poruszać i zmieniać, aż ostatecznie przybierze nowy kształt w duszy, co oznacza głębokie uznanie miejsca, które na zawsze zajmiemy w naszej duszy na to, co było. zaginiony.

William Blake powiedział: „Im głębszy smutek, tym większa radość”. Kiedy wysyłamy nasz smutek na wygnanie, jednocześnie skazujemy nasze życie na brak radości. Ta szara egzystencja pod niebem jest nie do zniesienia dla duszy. Codziennie woła do nas, abyśmy coś z tym zrobić, ale wobec braku znaczących środków reagowania lub ze względu na zwykły strach przed wejściem nago w obszar żałoby, zamiast tego zwracamy się ku odwróceniu uwagi, uzależnieniu lub znieczuleniu. Podczas mojej wizyty w Afryce wspomniałem jednej kobiecie, że miała Jej odpowiedź zadziwiła mnie komentarzem: „To dlatego, że dużo płaczę”. To było bardzo nieamerykańskie nastawienie. Nie chodziło o to, że „to dlatego, że dużo robię zakupy, dużo pracuję lub jestem zajęty”. Oto Blake w Burkina Faso, smutek i radość, smutek i wdzięczność obok siebie. To rzeczywiście cecha dojrzałego człowieka, że ​​możemy nieść te dwie prawdy jednocześnie. Życie jest trudne, pełne strat i cierpień. Życie jest wspaniałe. niesamowite, oszałamiające, nieporównywalne z którąkolwiek prawdą, to żyć w jakiejś fantazji ideału lub zostać zmiażdżonym ciężarem bólu. Obydwa są prawdziwe i wymaga znajomości obu, aby w pełni objąć cały zakres bycia człowiekiem .

Święte dzieło smutku

Powrót do domu po żałobie to święta praca, potężna praktyka, która potwierdza to, co wie rdzenna dusza i czego uczą duchowe tradycje: jesteśmy ze sobą połączeni. Nasze losy są ze sobą powiązane w tajemniczy, ale rozpoznawalny sposób. Smutek rejestruje wiele sposobów, w jaki ta głębia pokrewieństwa jest codziennie naruszana. Smutek staje się kluczowym elementem każdej praktyki przywracania pokoju, ponieważ jest głównym środkiem, dzięki któremu wzrasta nasze współczucie i uznajemy nasze wzajemne cierpienie.

Smutek jest dziełem dojrzałych mężczyzn i kobiet. Naszym obowiązkiem jest wydobyć te emocje i zaoferować je naszemu zmagającemu się światu. Dar żałoby jest afirmacją życia i naszej intymności ze światem. Pozostawanie bezbronnym w kulturze coraz bardziej poświęconej śmierci jest ryzykowne, ale bez naszej chęci dawania świadectwa mocą naszego żalu nie będziemy w stanie zatamować krwotoku w naszych społecznościach, bezsensownego niszczenia ekologii ani podstawowej tyranii monotonnej egzystencji. Każdy z tych ruchów przybliża nas na skraj pustkowia, miejsca, gdzie centra handlowe i cyberprzestrzeń stają się naszym chlebem powszednim, a życie zmysłowe ubywa. Zamiast tego smutek porusza serce i jest rzeczywiście piosenką żywej duszy.

Jak już powiedziano, smutek jest potężną formą głębokiego aktywizmu. Jeśli odmówimy lub zaniedbujemy odpowiedzialność za wypicie łez świata, jej straty i śmierć przestaną być rejestrowane przez tych, którzy mają być odbiorcami tej informacji. Naszym zadaniem jest odczuć te straty i opłakiwać je. Naszym zadaniem jest otwarcie opłakiwać utratę terenów podmokłych, zniszczenie systemów leśnych, upadek populacji wielorybów, erozję terenów miękkich i tak dalej. Znamy litanię strat, ale wspólnie zaniedbaliśmy naszą reakcję na opróżnienie naszego świata. Musimy zobaczyć i uczestniczyć w rytuałach żałobnych w każdej części tego kraju. Wyobraźcie sobie, że moc naszych głosów i łez słychać na całym kontynencie. Wierzę, że wilki i kojoty wyłyby razem z nami, żurawie, czaple i sowy skrzeczałyby, wierzby pochyliłyby się bliżej ziemi i razem mogłaby nastąpić wielka przemiana w nas, a nasz wielki krzyk żalu mógłby przydarzyć się innym światom. Rilke uświadomił sobie głęboką mądrość w żałobie. Obyśmy i my poznali to miejsce łaski w tym ciemnym, wiecznie zielonym miejscu.

Elegie Duino (Dziesiąta elegia) Rainera Marii Rilke

Któregoś dnia, wyłaniając się w końcu z gwałtownego wglądu,
pozwólcie mi wyśpiewać radość i chwałę aniołom, którzy się zgodzili.
Niech nawet jeden z wyraźnie uderzonych młotków mojego serca
nie wydaje dźwięku z powodu luzu, wątpliwego,
lub zerwany sznurek. Niech moja radośnie płynąca twarz
uczyń mnie bardziej promienną; niech zrodzi się mój ukryty płacz
i kwitnąć. Jakże drodzy będziecie mi wtedy, noce
udręki. Dlaczego nie uklęknąłem głębiej, żeby Cię przyjąć,
niepocieszone siostry i poddając się, zatracam się
w Twoich rozpuszczonych włosach. Jak marnujemy godziny bólu.
Jak patrzymy poza nie, w gorzkie trwanie
żeby zobaczyć czy mają koniec. Choć naprawdę są
nasze zimowe liście, nasza ciemna wiecznie zielona,
nasz sezon w naszym wewnętrznym roku - nie tylko sezon
w czasie – ale są miejscem i osadą, fundamentem i glebą
i dom.



Inspired? Share the article: