Author
Bharati Joshi
2 minute read
Source: pod.servicespace.org

 

Przypominam sobie osobę, która została dla mnie agentem oświecenia . Studiował w tej samej uczelni wyższej co ja i był o kilka roczników młodszy ode mnie.

Pewnego razu, gdy konsultowałem się z firmą, dla której pracował, szliśmy gdzieś w mieście. Nagle głośny dźwięk zderzenia metalu i pisk hamującego pojazdu wystraszyły nas. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy, że ciężki pojazd uderzył w mały samochód i odjechał z dużą prędkością. Mały samochód nadal kręcił się w kółko. Stałem jak wryty, częściowo w szoku, a częściowo w strachu, ale ten młody chłopak rzucił się w stronę małego samochodu, krzycząc, że powinniśmy natychmiast wyciągnąć pasażerów uderzonego samochodu, aby pojazd nie zapalił się od uderzenia.

Siła tego wezwania była tak wielka, że ​​pobiegłem za nim. Dzięki łasce Wszechmogącego mogliśmy otworzyć drzwi samochodu i wyciągnąć obie osoby z wnętrza. Kierowca był najbardziej dotknięty – był w szoku, krwawił, ale żył. Odciągnęliśmy go od pojazdu, posadziliśmy, daliśmy mu wody, a chłopak użył chusteczki, aby zakryć ranę, dopóki nie przyjechała karetka.

Do tej pory nigdy nie brałem udziału w akcji ratunkowej tego rodzaju i jestem w stu procentach pewien, że gdybym tamtego dnia był sam, po prostu bym stał, przyglądał się ze współczuciem i nie zrobiłbym niczego podobnego, co zrobiłem, mając za przewodnika tego młodego człowieka.

Nigdy się z nim o tym nie dzieliłem, ale jest on moim agentem oświecenia i za każdym razem, gdy boję się (lub waham się) pomóc komuś cierpiącemu lub potrzebującemu, zwłaszcza w miejscu publicznym, odtwarzam w myślach jego czyn.

„Co zrobiłaby miłość?” Uczyniłam z tego moją mantrę, która pomaga mi dostroić się do naszych wzajemnych powiązań, a nie do odrębności.



Inspired? Share the article: