Author
Ariel Burger
9 minute read

 

[Poniższa rozmowa odbyła się podczas rozmowy otwierającej Międzywyznaniową Kapsułę Współczucia, 11 września 2022 r.]

Dziękuję wszystkim za to, że mnie macie i za utrzymywanie tej przestrzeni i szerzenie współczucia na cały świat na tak wiele sposobów. Jestem zaszczycony, że mogę być z tobą. A dzisiaj wspominamy ranę na świecie i błogosławimy uzdrowieniem i nadzieją tych, którzy są na zawsze dotknięci wydarzeniami tego dnia. Czasami nasze serca pękają. Czasami doświadczamy złamanego serca świata. A kiedy to robimy, pojawia się pytanie, do którego nawiązywał Preeta. A pytanie można zadać na wiele różnych sposobów, w wielu różnych smakach, kolorach i tonach, ale w istocie, sposób, w jaki je sformułuję, brzmi: jak czcimy pamięć i ból, który towarzyszy bolesnym wydarzeniom, pamięć o trudnych, bolesnych i tragicznych wydarzeń. Jak uczymy się z pamięci i jak zamieniamy ją w źródło współczucia, nadziei i błogosławieństwa. Innym sposobem zadania pytania jest: Co robimy ze złamanym sercem?

Jak wspomniał Preeta, miałem błogosławieństwo studiowania przez wiele lat u profesora Elie Wiesela i jestem pewien, że niektórzy z was wiedzą, że Elie Wiesel przeżył Holokaust. Widział utratę matki i młodszej siostry, a potem ojca w obozach zagłady, zniszczenie rodzinnego miasta i całej kultury i społeczeństwa, w którym dorastał, przedwojenną tradycyjną kulturę żydowską, która została tak naprawdę zniszczona . I przeżył iw jakiś sposób był w stanie przemienić swoje doświadczenie tej radykalnej ciemności i cierpienia w siłę motywującą do tak wiele dobra, do tak wielkiej pracy na rzecz praw człowieka i zapobiegania ludobójstwu oraz przywracania pokoju. A jako nauczyciel i autor widział swoje zadanie na dziesięciolecia, na resztę swojego życia, w uwrażliwianiu uczniów, czytelników i słuchaczy, każdego, kto słucha rzeczywistości innego, rzeczywistości drugiego człowieka, pomóc ludziom przejść od bycia widzami do bycia świadkami.

Widz to ktoś, kto widzi cierpienie drugiego człowieka i czuje się od niego oddalony, w ogóle nie jest w to zamieszany, nie jest w żaden sposób powiązany, w ogóle nie jest odpowiedzialny. A świadek to ktoś, kto widzi, doświadcza, uczy się o cierpieniu i czuje, że musi być odpowiedź. I tak sobie przypominam, że po wydarzeniach z 11 września 2001 roku zadzwoniłem do profesora Wiesela i zapytałem go, jak możemy w tym szukać nadziei? I odbyliśmy długą rozmowę. I kiedy zadawałem swoje ramy, moje pytanie, przyszła mi do głowy myśl i podzieliłem się nią z nim, aby usłyszeć jego odpowiedź. Myśl była bardzo prosta, ale brzmiała tak: spójrzcie, jak mała grupa ludzi motywowana mroczną ideologią zmieniła rzeczywistość naszego świata. Teraz wszystko jest inne. Tak wiele nowych drzwi, których wolelibyśmy nie otwierać, właśnie się otworzyło, a my mamy nowe wyzwania i nowe pytania. Jeśli może się to dziać w kierunku ciemności, to czy nie może się też dziać w służbie życia, pokoju, zaskakujących wyzwoleń? Czy mała grupa ludzi może dokonać radykalnej zmiany? Czy to jedna z wielu lekcji płynących z tej strasznej chwili? A odpowiedź profesora Wiesela była zwięzła i jasna: „Oczywiście, że tak, ale to od nas zależy, czy tak się stanie”.

W mojej tradycji, w judaizmie, trzy razy dziennie modlimy się o pokój. Pokój - Shalom to imię Boga. Tęsknimy za pokojem, ale musimy też na niego zapracować. A jeden z wielkich mistyków mojej tradycji, rabin Nachman z Bresłowa, który żył około 200 lat temu na Ukrainie, uczy, że musimy szukać pokoju między ludźmi i między społecznościami na świecie, ale musimy też szukać pokoju w sobie w naszych wewnętrzne światy. A poszukiwanie pokoju w naszych wewnętrznych światach oznacza odnajdywanie boskiego piękna w naszych najwyższych i najniższych miejscach, w naszym świetle iw naszym cieniu, w naszej sile iw naszych zmaganiach.

I mówi, że możemy to zrobić. Jest to możliwe, ponieważ pod wszystkimi rozróżnieniami i wszystkimi osądami, które czynimy i których doświadczamy w naszym życiu, leży fundamentalna jedność, jedność. W żydowskich naukach mistycznych, podobnie jak w naukach mistycznych wielu tradycji, być może wszystkie tradycje mistyczne, stworzenie, wszechświat, nasze życie, wszystkie poruszają się od jedności i zmierzają do jedności. A pomiędzy jest wielość, 10 000 rzeczy tego świata. Cała historia rozgrywa się w tym momencie między dwiema jednościami, a życie każdego z nas przechodzi od jedności do jedności. A pomiędzy nimi doświadczamy różnych spotkań, historii i lekcji. Ale zgodnie z mistycznymi naukami mojej tradycji druga jedność na końcu historii różni się od pierwszej jedności na początku, ponieważ ta druga jedność ma wrażenie, odcisk wszystkich historii, które się rozwinęły.

Tak więc ruch wszechświata i ruch historii, z tego punktu widzenia, przebiega od prostej jedności do wielości i wszystkich zmagań, wszystkich historii, wszystkich kolorów, wszystkich tonów i wszystkich doświadczeń, których wszyscy razem doświadczyliśmy w całej naszej historii i naszym indywidualnym życiu, w naszych zbiorowych historiach. A potem znowu powrót do jedności, która jest teraz bogatą i złożoną jednością z wieloma, wieloma historiami, kolorami, tonami, piosenkami, wierszami i tańcami włączonymi w jakiś sposób do tej jedności. A poprzez nasze życie, poprzez nasze dobre uczynki i akty dobroci ponownie jednoczymy każdy pojedynczy aspekt wszechświata, którego dotykamy, z pierwotną, leżącą u jego podstaw jednością. A na bardzo prostym poziomie oznacza to dla mnie, że wszyscy jesteśmy połączeni w jedność, nasze tradycje wiary, nasze historie mają tak wiele podobieństw i rezonansów.

Idziemy tak blisko siebie w górę góry, gdzie niebo i ziemia się całują. Jesteśmy również połączeni, jak nauczył nas profesor Wiesel, poprzez nasze historie i różnice, co profesor Wiesel nazwał naszą odmiennością. To zbyt często jest źródłem i było źródłem konfliktów i wyobcowania w cierpieniu, ale tak naprawdę może być i musi być źródłem podziwu i zachwytu. Więc kiedy widzę inną osobę, mogę połączyć się ze wspólnymi rzeczami, podobieństwami, głębokimi rezonansami i naszymi wspólnymi ostatecznymi przodkami i naszym wspólnym ostatecznym przeznaczeniem. Ale tak samo, kiedy widzę inną osobę, mogę stać z ciekawością i radością, aby uczyć się właśnie na różnicach między nami, a obie te ścieżki prowadzą do współczucia, szacunku i pokoju. Ale tak czy inaczej, muszę nauczyć się okazywać podziw i szacunek w obecności innej nieskończenie cennej istoty ludzkiej.

Chcę podzielić się historią, która zawiera pewne wskazówki, jak możemy się w tym rozwijać. I to jest historia, która dla mnie jest bardzo mistyczną i egzystencjalną opowieścią, duchową opowieścią, ale nie jest to starożytna historia. Nie pochodzi od mistycznych mistrzów. To historia, która wydarzyła się nie tak dawno temu. I usłyszałem to od mojego syna. Mój syn był kilka lat temu na programie studiów za granicą w Izraelu, który obejmował wycieczkę do Polski. Była to grupa amerykańskich nastolatków, którzy odwiedzali dawne centra życia żydowskiego w Warszawie, Krakowie i innych miejscach, miasta zamieszkane przez inne społeczności, niektórych Żydów, a także duchy wielu osób, które zostały zabrane podczas Holokaustu. A ci nastolatkowie podróżowali w te miejsca, aby poznać swoją własną historię jako amerykańskich Żydów, ich przodków.

Jechali też do obozów, których nazwy, wypowiadane, otwierały czarne dziury w świecie. Przybyli i podróżowali, badali i uczyli się. I pewnego dnia w środku tego wszystkiego, najlepszy przyjaciel mojego syna w tym programie w tajemniczy sposób wyszedł na jeden dzień z jednym z doradców. Zniknął, wrócił późno w nocy i nikomu nie chciał powiedzieć, gdzie był, ale w końcu powiedział mojemu synowi, bo byli dobrymi przyjaciółmi i tak powiedział. Kolega mojego syna powiedział co następuje.

Powiedział, wiesz, moi pradziadkowie pobrali się trzy tygodnie przed wywózką do obozu koncentracyjnego. A w obozie mój pradziadek szedł codziennie o zmierzchu do płotu oddzielającego obóz męski od żeńskiego. I kiedy tylko mógł, spotykał się tam z moją prababcią. I kiedy tylko mógł, wsuwał jej przez płot dodatkowego ziemniaka lub kawałek chleba i trwało to kilka tygodni. Ale potem, kontynuował przyjaciel mojego syna, moja prababcia została przeniesiona z samego obozu na obrzeża obozu, gdzie była ferma królików. Z królików hitlerowcy robili kołnierze do swoich mundurów. A tą hodowlą królików zarządzał 19-letni Polak o imieniu Vladic Misiuna, który w pewnym momencie zdał sobie sprawę, że króliki dostają lepsze i więcej jedzenia niż żydowscy robotnicy przymusowi. No więc podmywał im jedzenie i został złapany przez Niemców i pobity, ale robił to wielokrotnie.

Wtedy coś się stało, ciągnęła koleżanka mojego syna, moja prababcia przecięła rękę o płot. To nie było poważne skaleczenie, ale doszło do zakażenia. I to też nie było poważne, jak się miało antybiotyki, ale oczywiście dla Żyda w tamtych czasach i miejscu zdobycie lekarstw było niemożliwe. I tak infekcja się rozprzestrzeniła, a moja prababcia najwyraźniej miała umrzeć. Co zrobił 19-letni kierownik fermy królików, gdy to zobaczył? Skaleczył się w ramię i przyłożył swoją ranę do jej rany, aby dostać tę samą infekcję. I tak się stało, zaraził się tą samą infekcją co ona i pozwolił jej rosnąć i rozwijać się, aż stała się dość poważna, a jego ramię było spuchnięte i zaczerwienione. Poszedł do nazistów i powiedział: Potrzebuję lekarstwa. Jestem menadżerem, jestem dobrym menadżerem. A jeśli umrę, stracisz wiele z produktywności tej fermy królików. I tak dali mu antybiotyki, a on podzielił się nimi z moją prababcią i uratował jej życie. I tak kontynuował przyjaciel mojego syna. Gdzie byłem tamtego dnia, kiedy opuściłem program? Poszedłem do Vladicia Misiuny. Jest teraz starym człowiekiem. On wciąż żyje. A mieszka poza Warszawą. Poszedłem do niego, aby powiedzieć, dziękuję za moje życie. Dziękuję za moje życie.

Co to znaczy dzielić czyjąś ranę? Co to znaczy dzielić się czyjąś chorobą lub infekcją? Co trzeba zrobić, aby stać się osobą, która zrobiłaby coś takiego w obliczu ogromnej presji nienawiści i dehumanizacji drugiej osoby? Gdybyśmy znali odpowiedź na to pytanie, gdybyśmy wiedzieli, jak uaktywnić moralne ośrodki współczucia i odwagi człowieka, czy nasz świat nie wyglądałby inaczej. Co by było, gdybyśmy weszli w świadomość drugiego do tego stopnia, że staliśmy się bezbronni i uwrażliwieni na rany drugiego? Co by było, gdyby każdy z nas i każda zorganizowana grupa ludzi, każda społeczność naprawdę i głęboko czuła, że to, co rani ciebie, rani również mnie? A co by było, gdybyśmy wiedzieli, że nasze własne uzdrowienie, nasze własne uzdrowienie zależy od uzdrowienia innych? Czy jest możliwe, abyśmy nauczyli się dzielić ranę z innym? Czy możemy pamiętać, że wszyscy bez wyjątku jesteśmy rodziną? Czy to możliwe, abyśmy mogli otworzyć nasze serca na siebie nawzajem i czyniąc to, stać się błogosławieństwem dla siebie nawzajem i dla całego stworzenia, którym powinniśmy być.

Jak powiedział mi profesor Wiesel w tej rozmowie wiele lat temu, odpowiedź należy do każdego z nas. Zależy to od nas indywidualnie. To zależy od nas razem jako rozwijającej się pięknej społeczności ludzi, którzy tęsknią za uzdrowieniem, a tęsknota, pozwalająca na wzrost naszej tęsknoty i pragnienia pokoju, uzdrowienia i połączenia, jest kluczem.

Tęsknota jest błogosławieństwem, mimo że nie zawsze jest wygodna i często uczy się nas jej unikać, musimy tę tęsknotę pogłębić i dać jej głos. I jak nauczał nas profesor Wiesel, musimy kultywować naszą radość, aby wspierać trwałe zaangażowanie w uczynienie świata miejscem współczucia i świętej miłości.

Nie jesteśmy w tym sami. Mamy pomoc naszych przodków, naszych nauczycieli, naszych przyjaciół, naszych dzieci, które dopingują nas z przyszłości. Mamy siebie nawzajem, mamy nieskończone wsparcie i miłość boskości. Niech tak będzie.



Inspired? Share the article: