Author
Cynthia Li
9 minute read

 

Podoba mi się, jak wstęp sprawia wrażenie, jakby uzdrowienie było czymś, co się kończy. :) Kontynuuję więc moją uzdrawiającą podróż, ucząc się. To jak życie i nowe historie. Nipun i Marilyn zaprosiły mnie, abym podzieliła się z wami historią i pomyślałam, że podzielę się z wami jedną z zeszłej jesieni. Kiedy to opowiadam, zapraszam Cię do przyłączenia się do tej małej przygody i do zagłębienia się w nią – może spróbuj zamknąć oczy, aby zobaczyć więcej.

We wrześniu ubiegłego roku właśnie przybyłem do zatoki Tomales. To jest w West Marin, godzinę drogi na północ od San Francisco. Zatoka ta jest bardzo nietypowa, ponieważ z jednej strony jest zagospodarowana, co oznacza, że ​​znajduje się tu wiejska droga, przytulna restauracja i zabytkowa karczma. Po drugiej stronie jest tylko czysta dzicz.

Powodem, dla którego ta druga strona jest tak dzika, jest to, że ta część krajowego wybrzeża morskiego jest nie tylko chroniona, ale można do niej dotrzeć jedynie drogą wodną. Ograniczają dzienną liczbę kajaków i kajaków na pokładzie. Jest środek tygodnia, więc nie ma tam nikogo poza naszą małą czteroosobową grupą. Spuszczamy kajaki przy szopie i zaczynamy wiosłować. Staję twarzą w twarz z tą czystą dziką przyrodą i zmierzam w jej stronę krok po kroku.

Nie zrobiłem czegoś takiego, odkąd wszystkie moje problemy zdrowotne zaczęły się ponad 15 lat temu. Jestem świadomy, że ta podróż znacznie wykracza poza moją strefę komfortu. Testuje mój umysł i ciało. Zaczynam się zastanawiać: „Czy nadaję się do tego? Czy spowolnię grupę? Czy będę musiał zawrócić?” Słyszę bicie mojego serca w uchu. W pewnym momencie wiosła foka podnosi głowę. Jakieś 10 lub 20 minut później pod moim kajakiem pojawia się cień, który następnie znika w głębinach, być może płaszczka nietoperza.

Przez następną godzinę nadal wiosłujemy i zaczyna nadciągać gęsta mgła. Powietrze zaczyna się ochładzać, krajobraz zaczyna się zmieniać i po prawej stronie widać małą wysepkę, którą mijamy. Jego drzewa są szkieletowe. Ptaki wyglądają na trochę zagubione. Czuję w tym miejscu, pośrodku wody, energię, jakiej nigdy wcześniej nie czułem. Uświadamia mi to wyraźnie, że wiosłujemy przez główną linię uskoku. To tutaj spotykają się dwie największe płyty tektoniczne na naszej planecie. Im dłużej wiosłuję, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że przekraczam w sobie jakiś ważny próg i głośniej słyszę bicie serca w uchu.

Docieramy po drugiej stronie. Na tle skalistych klifów znajduje się piaszczysta zatoczka i tam rozbiliśmy obóz. Należymy do paproci, żywych dębów przybrzeżnych i trawy morskiej – rodzimych roślin, które ewoluowały nietknięte przez człowieka przez tysiące lat. Mieszka tu także szop pracz. Istnieje wiele gatunków ptaków i kilka łosi. Nazywają to prymitywnym biwakowaniem. Nie ma łazienek, nie ma wody pitnej. Wszystko pakujesz, wszystko pakujesz. Nasza grupa dzieli się ciepłym posiłkiem, filiżanką herbaty i tak naprawdę popijamy tę dzicz, która jest zarówno bujna, jak i surowa. Ale prawdziwa surowość dopiero nadejdzie.

Zaczyna się ściemniać, a potem już naprawdę ciemno. Jest prawie północ w bezksiężycową noc. Kierujemy się naszymi krokami i wyczuwamy, gdzie kończy się ląd, a zaczyna brzeg. Czuję chłodne muśnięcia słonej wody. Z latarkami wsiadamy z powrotem do kajaków i gasimy światła. Zaczynamy dryfować. Pozwalamy wodzie się poruszać i zaczynamy dostrzegać przebłyski nieba, gdy unosi się mgła. Gwiazdy wyglądają jak diamenty błyszczące na tle tej czerni i dotykają nas kilka tysięcy lat świetlnych stąd.

Następnie spuszczamy wiosła do wody i następuje plusk. Z tej ciemności wydobywa się niebieskawo-białe światło, bioluminescencja emitowana przez najmniejsze stworzenia, które w przeciwnym razie byłyby niewidoczne. Wkładam ręce do wody i blask rozświetla się jeszcze bardziej. Czuję się, jakbym dotykał gwiazd.

Po chwili wiosłowania zatrzymujemy się. Nie ma już ruchu, co oznacza, że ​​nie ma już fal i nie ma już bioluminescencji. Na niebie i morzu zaczynają się zlewać w jedną czerń, w której jestem zawieszony pośrodku, unoszący się w powietrzu. Nie ma czasu. Nie ma miejsca. Nie ma nikogo. Nie widzę swojego ciała. Moja forma całkowicie się rozpuściła wraz z formą moich przyjaciół, wraz z morzem, skałami i zatokami w pustkę tego wszechświata.

Czuję się. Doświadczam siebie jako czystej świadomości, obserwując tę ​​czystą esencję, energię świetlną, która wszystko obejmuje. Doświadczenie tego w moich praktykach kontemplacyjnych to jedno, a zupełnie inna w tej trójwymiarowej, żywej rzeczywistości. Jestem przepełniony podziwem, po części wolnością, o jakiej nigdy wcześniej nie marzyłem, a po części przerażeniem. Zastanawiam się, czy potrafię się wystarczająco zrelaksować, aby ujrzeć tę bezgraniczną chwilę obecną, czy mogę zaufać na tyle swojej samotności, aby całkowicie rozpuścić się w tej wielkiej pustce.

Jest nieskończona liczba sposobów, w jakie mógłbym opisać to pojedyncze przeżycie z zeszłej jesieni. Opowiadanie nowych historii, jak rozumiem, wiąże się z nowymi perspektywami, nowymi obserwacjami, nowymi wymiarami nas samych, prawdziwym pozwoleniem na odtworzenie siebie. Jako osoba pisząca czuję, że moją podstawową rolą jest słuchanie. Jak ktoś wcześniej wspomniał, głęboko słuchać innych, siebie, natury, wydarzeń życiowych, ale przede wszystkim wyciszenia, samej tej wielkiej pustki.

Kiedy to robię, często pojawia się coś zaskakującego, jak ta historia. To nie była historia, którą prawdopodobnie bym wybrała, gdybym tylko o tym myślała. W takim razie moją drugorzędną rolą jest interpretowanie w spójny sposób wszystkiego, co pojawia się w danej chwili przede mną. Jeśli chodzi o tę historię, o tę kapsułę, zabrzmiało to dla mnie czymś, czego nauczyłem się, pisząc moje wspomnienia.

Kiedy zaczynałem, bardzo chciałem napisać nową historię. Chciałem zmienić moją historię z rozpaczy w nadzieję, z choroby w zdrowie, z bezradnego pacjenta w pełnego mocy uzdrowiciela, z izolacji w społeczność – podróż klasycznego bohatera. Ale coś zaczęło się dziać organicznie w trakcie pisania. Piszę raz po raz to samo doświadczenie. To jak mycie naczyń, pielenie lub robienie tego samego. Ale za każdym razem, jeśli jesteśmy tego świadomi, jesteśmy nieco inną osobą niż poprzednio.

W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, ile razy pisałem o tym samym doświadczeniu, ale jako bardzo różne historie i jakże wszystkie były prawdziwe. Jakiś czas później zacząłem zdawać sobie sprawę, jakim byłem tymi wszystkimi historiami, ale byłem też w swojej istocie, żadnej z nich. Nie byłem żadną historią. Byłem pusty.

To był więc moment rozliczenia między mną a wielką pustką pośrodku tej dziczy. Panowała zarówno ogromna wolność, jak i trochę terroru. Lubię definicje, lubię formę, lubię historie. Ale stopniowo, w miarę jak zaczynałem coraz bardziej relaksować się w tym stanie wolności, nie chciałem go opuszczać. Właśnie była taka prostota. Nie było się w co mieszać. Żadnej narracji, żadnego dramatu. Słowa, myśli, emocje i doznania – wszystko to zaczęło wydawać się takie głośne, tak zajęte, tak względne i nieco arbitralne.

Dokończenie pisania książki w stanie bez historii było bardzo interesującym eksperymentem. Ale moi nauczyciele często przypominali mi, że jest to taniec Jedności. Nie-historia, która zawiera historię ruchu i dwoistości. Jest to stara praktyka. Gdybym miał oczy i uszy, żeby je dostrzec, ciszę, bezruch i pustkę, one wciąż tam są, pomiędzy słowami i myślami – podtrzymują je, kształtują, definiują i dają im początek.

Zacząłem dostrzegać, że słowa i historie to sposób, w jaki życie może bawić się i tworzyć samo ze sobą, poprzez mnie, poprzez nas wszystkich. Podobnie jak wtedy, gdy wyłoniłem się z tej ciemności tej nocy, poczułem siebie, jak przeszłość, ukształtowana przez te starożytne paprocie wokół mnie, połączyła się z nimi, a także moi przodkowie kształtujący sposób, w jaki doświadczałem tej chwili obecnej, ich informacje wplecione w moje geny i moje ekspresja genetyczna. Poczułem, że moje przyszłe ja połączyło się z potencjałem uśpionych dębów i głębokim poczuciem innej przyszłości – gdybym nie był tam teraz. Wiedząc, że tak jak pustynia była przede mną, kiedy przybyliśmy, tak będzie za mną, gdy będziemy wracać. To samo dotyczyło wszystkiego innego, przeszłości i przyszłości, to samo, tylko widziane z innej perspektywy.

W moich opowieściach widzę trzecią rolę, która polega na wykorzystaniu względnych i przejściowych wymiarów mojego życia w bardzo swobodny sposób – aby stworzyć konflikt i napięcie, zneutralizować ten konflikt, nawiązać kontakt z innymi i ostatecznie naprawdę bawić się i obserwować, na ile sposobów mogę się bawić i jak życie może bawić się samo ze sobą. Zatem moje i twoje historie naprawdę możemy nadać tej wielkiej pustce bogatą teksturę, wymiar i kształt, a także nadać życiu historię samą w sobie.

Kiedy zastanawiałem się nad nazwą tego kapsuły, New Story Pod, „nowość” naprawdę do tego przemawia, prawda? Nowość to coś, co pojawiło się dopiero niedawno. Zatem każdy z Was wnosi do istnienia coś nowego na podstawie swoich unikalnych obserwacji i doświadczeń, a przeczytanie przez innych Waszych historii może z kolei je zmienić i uczynić je na nowo nowymi. To piękna wersja manifestowania się, urzeczywistniania lub współtworzenia formy z bezkształtnej, widzialnej z niewidzialnej. W tradycji, w której się wychowałem, nazywamy to sprowadzeniem nieba na ziemię.

Pisząc historie, często doświadczyłem tego na własnej skórze i zaobserwowałem, że czasami możemy popaść w bardzo powagę celu. Może próbujemy odkryć, co kryje się w kryptach naszej podświadomości; lub próba poszerzenia naszego widzenia niewidzialnych sieci życia; lub próbując zrozumieć doświadczenia. W jakiś sposób spisanie tego na piśmie może wydawać się przerażające dla naszych samoobronnych umysłów. Powaga może również powodować skurcze serca. I czasem czuję ten skurcz. Jeśli to poczuję, jeśli usłyszę słowa „powinienem lub nie powinienem” przebiegające przez mój umysł, zatrzymam się, połączę się z sercem, a także połączę się z pustką.

Tak się składa, że ​​mam ten stetoskop bardzo pod ręką. Czasami więc po prostu posłucham swojego serca, a jeśli tego nie zrobisz, zapraszam cię, abyś położył ręce na sercu. Nasze serca są tak zaprojektowane, aby jednocześnie opróżniać i napełniać, przyjmując i wysyłając krew życiową przy każdym pulsie. Jeśli serce nie jest puste, nie może się napełnić. Jeśli serce trzyma się przywiązań typu „Chcę tej historii” lub „Lubię być pełny”, nie może wysłać. Podobnie jest z sercem energetycznym, najsilniejszym polem elektromagnetycznym w organizmie. Płynie według wzoru torusa, jak duży pączek, wysyłając i odbierając, przekształcając energię ze wszystkim, czego dotknie.

Czasami zastanawiam się, jak by to było, gdybyśmy zmienili zdanie z „moje serce jest pełne” na „moje serce jest puste”? Historie, które życie może wypełnić tę przestrzeń, są często znacznie odważniejsze i odważniejsze, niż moje małe ja odważyłoby się podzielić.

Podobnie jak w przypadku tej historii o kajaku, często mogą nas zaskoczyć, ponieważ nie tego bym wybrał. Jak by to było, gdybyśmy nauczyli się zwalniać, abyśmy mogli dostrzec pustkę i ciszę pomiędzy naszymi myślami i słowami? Jak by to było, gdybyśmy mogli uśmiechać się lub śmiać z powagi naszych celów, kiedy piszemy? Otwarcie serca jest jak historie, które opowiadamy. Istnieje nieskończona liczba sposobów osiągnięcia tego samego podstawowego doświadczenia.

Chciałem na tym zakończyć. Kilka miesięcy temu w Awakin Calls gościliśmy utalentowanego muzyka, uzdrowiciela dźwiękiem i przewodnika ceremonialnego o imieniu Madhu Anziani . Zakończył naszą rozmowę piosenką . W refrenie śpiewa: „Pulsuj, rozpuszczaj się, pulsuj, rozpuszczaj się – takie jest życie wszechświata. Czy możesz być tak zakochany, że jesteś gotowy się rozpuścić. Każdą chwilę należy odtworzyć, po prostu zostać odtworzoną? To jest życie wszechświata.”


Wydaje mi się, że takie jest także życie nowej historii, która nie ma końca. Dziękuję.



Inspired? Share the article: