Author
Sister Marilyn Lacey
9 minute read

 


Wiele, wiele lat temu, kiedy miałam 18 lat i po raz pierwszy wstąpiłam do klasztoru, chciałam zostać nauczycielką, matematykiem i tak dalej. Nasze życie było bardzo zorganizowane od 5:00 do 22:00 każdego dnia, z wyjątkiem niedzieli, kiedy mieliśmy wolne popołudnie.

Na początku pierwszego roku jedna z nowicjuszek zaprosiła mnie, żebym pojechała z nią do San Francisco, aby odwiedzić jej wujka. Podniosłem wzrok znad książki, którą czytałem i powiedziałem: „Nie, naprawdę nie chcę tego robić”. Nie znałem jej wujka i ledwo ją znałem. Wróciłem więc do czytania mojej książki.

Następnego dnia początkująca dyrektor, która była odpowiedzialna za szkolenie i mentoring, wezwała mnie do swojego biura i opowiedziała o tym zdarzeniu.

Zapytała: „Czy to prawda, że ​​odrzuciłaś zaproszenie do odwiedzenia kogoś z inną siostrą?”

Powiedziałem: „Tak. Jasne”.

Powiedziała kilka rzeczy, których nie będę tu powtarzać :), o tym jak musiałam nauczyć się być bardziej otwarta i bla, bla, moja odpowiedź w całej mojej naiwności i (powiedziałbym teraz) głupocie, spojrzałam prosto na nią i powiedziała: „Ale siostro, stosunki międzyludzkie to nie moja dziedzina”.

Szok na jej twarzy! Dziwne, że nie wyrzuciła mnie z klasztoru i nie odesłała do domu. :)

Ale tak właśnie żyłem. Żyłem w swojej głowie. Uwielbiałem czytać. Byłem kompetentny, pewny siebie i czułem, że mam kontrolę (i właściwie miałem), gdy zaczynałem nauczać. I zawsze odczuwałam bliskość Boga. Ale w jakiś sposób nigdy nie przełożyło się to na innych ludzi – na tę więź, o której teraz wiem, że jest tak niesamowicie kluczowa.

Ta więź zaczęła do mnie docierać dzięki kontaktowi z uchodźcami.

Któregoś dnia spotkałem biskupa pochodzącego z Sudanu Południowego. [Był] czarnym Afrykaninem, bardzo pięknym, skromnym człowiekiem. Nazywam go Matką Teresą Afryki. Zmarł w zeszłym roku.

Opowiadał mi o wojnie w Sudanie Południowym, o tym, jak w jego domu mieszkali uchodźcy, a na podwórku znajdowały się leje po bombach, ponieważ północ Sudanu bombardowała go za to, że był rozjemcą i tak dalej.

Moją natychmiastową odpowiedzią było (nie znałem jego imienia): „Biskup” – powiedziałem. „Chciałbym wiedzieć więcej o cierpieniach waszego ludu”.

Spojrzał na mnie i powiedział: „Chodź i zobacz”.

Przyjdź i zobacz.

I tak zrobiłem.

Nauczyliśmy się Pisma Świętego – pism chrześcijańskich i pism hebrajskich – kiedy uczyłem się w klasztorze i to jest pierwsze słowo, pierwsze zdanie, które Jezus wypowiada w Ewangelii Jana. Podchodzą do Niego dwaj mężczyźni i pytają: „Nauczycielu, gdzie mieszkasz?”

A on mówi: „Chodź i zobacz”.

Kiedy więc biskup mi to powiedział, pomyślałem: „Och, nie mogę odmówić”.

Wiesz, przyjdź i zobacz. I nie myślałem o tym, kiedy miałem osiemnaście lat i powiedziałem: „Nie, nie chcę iść do twojego wujka”.

W tym czasie dzięki pracy z uchodźcami byłem już na tyle otwarty, że naprawdę chciałem przyjechać i zobaczyć. Poszedłem więc i zobaczyłem.

To wydarzenie, w którym byłem młodym nowicjuszem, a potem, wiele lat później, ten punkt zwrotny w kontaktach z tym biskupem, wróciły do ​​mnie za pośrednictwem ServiceSpace. Kiedy [założyciel] Nipun przedstawił nam różnicę między transakcyjnym a transformacyjnym lub relacyjnym sposobem bycia, z pewnym szokiem uświadomiłem sobie, jak transakcyjne było moje życie. I jak bardzo byłem wdzięczny uchodźcom za to, że pomogli mi spojrzeć na to w bardziej relacyjny sposób.

Wracając do tego wersu z Ewangelii Jana, pomyśl o swoim własnym życiu. Ile razy ktoś podszedł do ciebie, czy to na spotkaniu, czy gdzie indziej, i powiedział: „Hej, a gdzie mieszkasz?”

Zawsze odpowiadam: „Mieszkam w rejonie Zatoki San Francisco”.

Co by było, gdybym odpowiedział bardziej jak Jezus i powiedział: „Cóż, przyjdź i zobacz”, zapraszając więcej osób do swojego życia, a nie tylko wymieniając się informacjami?

„Mieszkam w San Francisco, gdzie mieszkasz?” "Mieszkam w Indiach." To jest po prostu transakcja. I tak jest o wiele wygodniej, bo nie ma żadnego ryzyka. Prawidłowy? Nie ma ryzyka.

Gdybyśmy mogli – gdybym mógł – bardziej kierować się w stronę zaproszeń, a nie informacji, o ile szersze i bogatsze byłoby moje życie? Bo byłoby w nim więcej ludzi – każdego, kto przyjąłby zaproszenie, żeby przyjść i zobaczyć, co tak naprawdę oznacza: „Chodź, bądź ze mną. Zobacz, gdzie żyję. Zobacz, jak żyję”.

Do tego właśnie Jezus zapraszał pierwszych dwóch uczniów.

Mógł powiedzieć: „Och, mieszkam w Nazarecie. Pochodzę z rodziny stolarzy”.

Nie zrobił tego.

Powiedział: „Chodź i zobacz. Chodź, bądź ze mną. Żyj tak, jak ja żyję”. I to naprawdę zmienia.

Zatem w moim życiu oznaczało to przejście od 10 przykazań do 8 błogosławieństw, które są sposobami życia, a nie prawami.

I przejście od systemu przekonań do sposobu, praktyki życia. Właściwie, Nipun, to twoja szwagierka Pavi jako pierwsza mi powiedziała (kiedy po raz pierwszy wszedłem do ich pięknego domu na dyskusję z hinduistami, buddystami i ateistami) – jej pierwszym pytaniem było: „No cóż, w co wierzysz?" To nie było pytanie: „W co wierzysz, siostro Marilyn?” To było: „Jaka jest twoja praktyka?”

Wiesz, po 50 latach pobytu w klasztorze nikt mnie o to nie pytał. Ale oto jest pytanie: Jaka jest nasza praktyka jako naśladowców ukochanej osoby?

Od tego momentu zacząłem zdawać sobie sprawę z wzajemnych powiązań wszystkich, niezależnie od tego, czy ich zaprosisz, czy nie. Dlaczego więc ich nie zaprosić? Dlaczego nie wzbogacić się? I oczywiście o to właśnie chodzi w całej platformie ServiceSpace. To sieć powiązań. Takie piękne.

Dało mi to do myślenia – wiesz, kiedy małe dzieci zaczynają rysować? Zauważasz, że rysują swój dom i kwiat, a może także matkę i ojca. A potem zawsze umieszczali w niebie. Ale gdzie jest niebo? To ten mały niebieski pasek w górnej części strony, prawda? Niebo jest tam w górze. Dopiero gdy są starsze, zdają sobie sprawę, że niebo schodzi aż do ziemi, a błękit jest wszędzie, aż do samego końca.

Myślę, że wielu z nas, którzy nazywają siebie chrześcijanami, nadal myśli o niebie jako o górze. Że Bóg jest gdzieś tam w górze. Sięgamy po to i tęsknimy za ludźmi, z którymi żyjemy, z którymi wchodzimy w interakcję. Zatem wniesienie tego poczucia więzi do naszego życia jest wspaniałym darem.

W życiu Moneta, pięknego malarza, w pewnym momencie po siedemdziesiątce stracił wzrok. Lekarz powiedział mu, że musi przejść operację zaćmy. Odpowiedział od razu.

Powiedział: „Nie chcę operacji”.

Lekarz powiedział: „No cóż, nie jest źle. To mija bardzo szybko”.

Monet powiedział: „Nie, nie, nie, nie boję się tego. Całe życie czekałem, żeby zobaczyć świat takim, jakim go teraz widzę. Gdzie wszystko jest ze sobą powiązane. Gdzie lilie zlewają się ze stawem i horyzontem wtapia się w pole pszenicy i to wszystko.”

I pomyślałem, że to taki wspaniały obraz, prawda? Bo wszyscy w głębi serca wiemy, że nie ma separacji.

Kiedy półtora roku temu pojechałem na odosobnienie Gandhi 3.0 Retreat, spędziłem dzień z jednym ze wspaniałych wolontariuszy, Kishanem, zwiedzając Stare Miasto w Ahmedabadzie z kilkoma innymi uczestnikami odosobnienia. A jeśli znasz Kishana, wiesz, jaki jest niezwykły. Jest całkowicie pokorny, obecny i radosny. Dlatego bycie z tym jest bardzo atrakcyjne. Nie wiedziałem, jaką trasę prowadzi, ale powiedziałem po prostu: „Chcę jechać z tobą. Jesteś pilotem wycieczki – dokądkolwiek się udasz, ja pójdę z tobą”.

Na Starym Mieście jest wiele pięknych rzeczy – świątynie, architektura – ale on skupiał się na ludziach. Zaprowadził nas do kawiarni prowadzonej przez więźniów, żebyśmy mogli z nimi porozmawiać. A potem rozmawiał z każdym sprzedawcą, którego spotkaliśmy, niezależnie od tego, czy sprzedawał trawę dla krów – nawet rozmawiał z krowami. Byłem pod takim wrażeniem, że kiedy wyszliśmy z jednej ze świątyń, na chodniku przed świątynią siedziała kobieta ze skrzyżowanymi nogami. Ona błagała. Kiedy nasza trójka, białych ludzi z Zachodu, przechodziła obok Kishana, ta kobieta natychmiast odwróciła się w naszą stronę i podniosła ręce do góry. Miałem w torebce garść rupii, więc szperam w torebce, żeby je zdobyć.

Kishan odwrócił się do mnie i powiedział: „Nie rób tego”.

Pomyślałem więc: „OK, kiedy jestem w Rzymie, Kishan wie lepiej ode mnie”.

Wyjąłem więc rękę z torebki i po prostu podszedłem do kobiety. A Kishan przykucnął obok niej, objął ją ramieniem – była już dość starsza – i wyjaśnił tej kobiecie: „Jest trzech gości z drugiej połowy świata. Co możesz im dzisiaj podarować? Z pewnością masz dar, którym możesz się podzielić.”

Nasza trójka pomyślała: „Co? Ta kobieta nas błaga. Teraz on chce, żeby nam coś dała?”

Potem powiedział do niej bardzo cicho: „Oczywiście, że możesz im pobłogosławić”.

A ta kobieta bez wątpienia udzieliła nam pięknego błogosławieństwa.

Byłem przykuty. I w tym momencie przechodził mężczyzna, niosąc torbę piekarniczą z różowym pudełkiem z piekarni. I on usłyszał tę rozmowę, odwrócił się, wrócił do nas i podał jej ciasto.

Zajęło to około minuty. Ujęło to również sposób, w jaki interakcje powinny mieć charakter relacyjny, a nie transakcyjny. I jak każdy ma dary, którymi może się dzielić i dawać. I myślę, że ta chwila pozostanie ze mną aż do mojej śmierci. Że Kishan widział zdolność każdego do błogosławienia każdego innego.

I przypomina mi to suficki wiersz Rumiego z tradycji muzułmańskiej. Wiem, że już to cytowałem, ale to moja ulubiona modlitwa:

Bądź tym, który wchodzi do pokoju. Błogosławieństwo przechodzi na tego, który najbardziej go potrzebuje. Nawet jeśli nie jesteś najedzony. Bądź chlebem.

Dziękuję. Myślę, że taka powinna być moja historia – że staram się być chlebem dla tych, których spotykam. A na pytanie „gdzie mieszkasz” staram się odpowiedzieć zaproszeniem do zaproszenia drugiej osoby, aby zobaczyła, gdzie mieszkam i jak żyję i stała się częścią mojego życia.

Jestem introwertykiem, więc nie jest to dla mnie łatwe, ale bardzo wzbogacające. Wiem, że musimy to kontynuować. Jeśli mógłbym dać wam wszystkim, młodsi, jakąś radę :), byłoby to: zaryzykujcie zaproszenie innych osób. A kiedy ktoś pyta, gdzie mieszkacie, rozważcie udzielenie odpowiedzi relacyjnej, a nie transakcyjnej.

Są jeszcze dwa małe cytaty, które chciałbym usłyszeć, ale przestaję.

Jest taka książka – nie pamiętam teraz autora – ale ona wędrowała przez Afrykę Zachodnią z plemieniem, które było bardzo koczowniczym plemieniem i przemieszczało swoje bydło. Od czasu do czasu plemię musiało udać się do miasta, aby kupić podstawowe artykuły, takie jak mydło. I nieuchronnie sprzedawca w sklepie powiedziałby: „Och, skąd jesteście?”

A Fulani (plemię) zawsze odpowiadali: „Teraz jesteśmy tutaj”.

Zamiast więc patrzeć w przeszłość, skąd pochodzisz, czy nawet w przyszłość („jesteśmy w drodze do tego i tamtego”), zatopili się w chwili obecnej. Nie ma znaczenia, skąd pochodzę, gdzie jest nasza przeszłość i jaka może być przyszłość. Jesteśmy tu teraz. Zatem nawiążmy ze sobą kontakt.

A potem, począwszy od V w. mnich, św. Kolumba, który dużo podróżował do różnych kościołów w (chyba) Anglii czy Irlandii.

Powiedział (to jedna z jego modlitw): „Obym dotarł do każdego miejsca, do którego wejdę”.

Znów wezwanie do bycia tam, gdzie jesteś, które rozciąga nas wszystkich.

Dziękuję więc za szansę podzielenia się moim rozwojem z kimś, kto zdaje sobie sprawę, że relacje międzyludzkie mogą być naszą dziedziną.

Dziękuję.



Inspired? Share the article: