Author
Movedbylove Volunteers
3 minute read

 

Podczas ubiegłomiesięcznego rekolekcji dla młodzieży, grupa z nas pojawiła się przed pobliskim centrum handlowym, aby wykonywać przypadkowe akty dobroci – oferować nieznajomym nimbu paani i rysowane ręcznie kartki.

Podszedł do nas ochroniarz i zapytał: „Czy wzięliście pozwolenie?”

I stało się to dla nas potężną metaforą do refleksji! Że nasz świat jest być może tak dominująco rządzony logiką quid-pro-quo, że aby być miłym, trzeba szukać pozwolenia. I nawet to sprawiło, że zaczęliśmy się zastanawiać – czy dajemy sobie wystarczająco dużo pozwolenia, aby wyjść poza schemat i doświadczyć transformującej mocy hojności w naszym życiu?

Jeśli zastanawiasz się, co się stało, czytaj dalej...

Zaoferowaliśmy strażnikowi nimbu pani, a wolontariusz spontanicznie narysował ręcznie wykonaną kartkę dla matki innego strażnika. Poszliśmy nawet i poprosiliśmy o pozwolenie kierownika, który był wdzięczny i chętnie je przyjął.

Potem trochę się martwiliśmy, jak podejść do ludzi. Mogą wchodzić do galerii, żeby obejrzeć film, który zaraz się zacznie, albo jeśli są tu, żeby zjeść pyszne jedzenie, czy nie będzie zupełnie niezręcznie zaoferować im zwykłego nimbu pani? Na szczęście po drodze złapaliśmy też kilka serduszek, żeby oznaczyć ludzi.

Ponadto, gdy ręcznie robiliśmy karty, niektórzy z nas nie mieli żadnych umiejętności artystycznych (podczas gdy inni wiedzieli, co robią!). Ale piękno w robieniu niektórych z tych eksperymentów razem polega na tym, że daje ci to zbiorową odwagę progową, aby podjąć ryzyko. :) W chwili mojej wątpliwości ktoś inny wkracza. W chwili jego słabości wskakuje ktoś trzeci. I tak dalej!

Wkrótce zobaczyliśmy mężczyznę po trzydziestce, idącego z dwójką dzieci. Vishakha podszedł do nich, dał im spinki w kształcie serca, kartkę dla dzieci i nimbu paani dla ich ojca. Co więcej, młoda dziewczyna w wieku około 7 lat tak się wciągnęła, że ​​spędziła z nami następne 20 minut, losując kartkę dla kogoś innego. Ich ojciec był głęboko poruszony i zaprosiliśmy go do odwiedzenia naszego ośrodka rekolekcyjnego.

Są ludzie, co do których czujesz się pewnie, że możesz się do nich zwrócić. A są też tacy, co do których twój umysł rzuca ci z góry przyjęte pojęcia – albo na podstawie ich ubioru, albo ich stylu chodzenia, albo stylu mówienia. Było kilka pań, do których unikaliśmy kontaktu. Czuliśmy, że może być to trudne zadanie, żeby im to wytłumaczyć. I patrzcie, po kilku minutach same do nas zadzwoniły z ciekawości. I były tak wzruszone, że poprosiły o długopis i papier i napisały dla nas kartkę, żeby nas zachęcić.

Sprzedawca lodów był tak wzruszony, widząc całe zajście, że zaczął nas wzywać, abyśmy obdarowali się lodami. Mimo że lody wyglądały pysznie, kilku z nas podeszło i spróbowało podziękować mu za jego uprzejmość, odrzucając ofertę. Ponieważ się nie zgodził, Jay spróbował klasycznego indyjskiego stylu odmowy: „ accha, agli baar pakka”. (Na pewno weźmiemy to następnym razem). Ale wujek dał nam lekcję perswazyjnej uprzejmości. Sprawdził nasz blef i powiedział: „koi tum log next time nahi aane waale ho. Chalo abhi lo”.

To wtedy się rozpłynęliśmy. :) No bo jak można powiedzieć nie takiej kochającej ofierze? Aby być świadomymi miłości, poprosiliśmy go, aby nie rozrywał po jednym opakowaniu dla każdego z nas, ale dał nam tylko jedną filiżankę lodów jako swoje błogosławieństwo. A potem wszyscy dzielimy się z tej filiżanki. :)

Zupełnie naturalne jest, że kiedy zaczynaliśmy to ćwiczenie, wszyscy byliśmy trochę niespokojni, trochę przestraszeni. Niektórzy nawet wydawali się trochę cyniczni. Mam na myśli, że nikt z nas nie próbował czegoś takiego poza galerią handlową. Ale po tym jeden z cynicznych przyszedł z zupełnie inną energią i powiedział, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie widział – widzieć obcego człowieka poruszonego mocą miłości, i jest to coś, czego nigdy nie zapomni do końca życia.

I mnóstwo innych zmarszczek! Możesz zobaczyć kolaż wideo z odosobnienia tutaj .



Inspired? Share the article: