Author
Margaret Wheatley (2002)
5 minute read
Source: margaretwheatley.com

 

W miarę jak świat staje się coraz ciemniejszy, zmuszam się do myślenia o nadziei. Obserwuję, jak świat i ludzie wokół mnie doświadczają coraz większego żalu i cierpienia. Jak agresja i przemoc wkraczają we wszystkie relacje, osobiste i globalne. Jak decyzje są podejmowane z powodu niepewności i strachu. Jak można czuć nadzieję, patrzeć w przyszłość z nadzieją? Biblijny Psalmista napisał, że „bez wizji lud ginie”. Czy ja ginę?

Nie zadaję tego pytania spokojnie. Walczę ze zrozumieniem, jak mogę przyczynić się do odwrócenia tego upadku w strach i smutek, co mogę zrobić, aby przywrócić nadzieję przyszłości. W przeszłości łatwiej było wierzyć we własną skuteczność. Gdybym ciężko pracował, z dobrymi współpracownikami i dobrymi pomysłami, moglibyśmy coś zmienić. Ale teraz szczerze w to wątpię. Jednak bez nadziei, że moja praca przyniesie rezultaty, jak mogę kontynuować? Jeśli nie wierzę, że moje wizje mogą się urzeczywistnić, gdzie znajdę siłę, aby wytrwać?

Aby odpowiedzieć na te pytania, skonsultowałem się z osobami, które przeżyły mroczne chwile. Zaprowadzili mnie w podróż ku nowym pytaniom, takim, które przeniosły mnie od nadziei do beznadziei.

Moja podróż zaczęła się od małej książeczki zatytułowanej „Sieć nadziei”. Wymienia ona oznaki rozpaczy i nadziei dla najbardziej palących problemów Ziemi. Najważniejszym z nich jest ekologiczna destrukcja, którą stworzyli ludzie. Jednak jedyną rzeczą, którą książeczka wymienia jako dającą nadzieję, jest to, że Ziemia pracuje nad stworzeniem i utrzymaniem warunków podtrzymujących życie. Jako gatunek destrukcji, ludzie zostaną wyrzuceni, jeśli wkrótce nie zmienimy swoich zwyczajów. EOWilson, znany biolog, komentuje, że ludzie są jedynym głównym gatunkiem, który, gdybyśmy zniknęli, skorzystałby na tym każdy inny gatunek (oprócz zwierząt domowych i roślin doniczkowych). Dalajlama mówił to samo w wielu ostatnich naukach.

To nie napawa mnie optymizmem.

Ale w tej samej broszurze przeczytałem cytat Rudolfa Bahro, który mi pomógł: „Kiedy formy starej kultury umierają, nową kulturę tworzą nieliczni ludzie, którzy nie boją się niepewności”. Czy niepewność, zwątpienie w siebie, mogą być dobrą cechą? Trudno mi sobie wyobrazić, jak mogę pracować dla przyszłości, nie czując się ugruntowanym w przekonaniu, że moje działania coś zmienią. Ale Bahro oferuje nową perspektywę, że poczucie niepewności, a nawet bezpodstawności, może faktycznie zwiększyć moją zdolność do pozostania w pracy. Czytałem o bezpodstawności – szczególnie w buddyzmie – i ostatnio doświadczyłem jej całkiem sporo. W ogóle mi się to nie podobało, ale kiedy umierająca kultura zamienia się w papkę, czy mógłbym zrezygnować z poszukiwania gruntu, na którym mógłbym stanąć?

Vaclev Havel pomógł mi jeszcze bardziej przyciągnąć niepewność i niewiedzę. „Nadzieja”, mówi, „jest wymiarem duszy... orientacją ducha, orientacją serca. Wykracza poza świat, który jest bezpośrednio doświadczany i jest zakotwiczony gdzieś poza jego horyzontami... Nie jest to przekonanie, że coś dobrze się skończy, ale pewność, że coś ma sens, niezależnie od tego, jak się skończy”.

Havel zdaje się opisywać nie nadzieję, ale beznadzieję. Bycie uwolnionym od rezultatów, rezygnowanie z rezultatów, robienie tego, co wydaje się słuszne, a nie skuteczne. Pomaga mi przypomnieć sobie buddyjskie nauczanie, że beznadzieja nie jest przeciwieństwem nadziei. Strach jest. Nadzieja i strach są nieuniknionymi partnerami. Zawsze, gdy mamy nadzieję na pewien wynik i ciężko pracujemy, aby go osiągnąć, wprowadzamy również strach – strach przed porażką, strach przed stratą. Beznadzieja jest wolna od strachu i dlatego może wydawać się całkiem wyzwalająca. Słuchałem, jak inni opisują ten stan. Nieobciążeni silnymi emocjami, opisują cudowne pojawienie się jasności i energii.

Thomas Merton, nieżyjący już chrześcijański mistyk, wyjaśnił podróż w beznadzieję. W liście do przyjaciela radził: „Nie polegaj na nadziei na rezultaty... możesz musieć stawić czoła faktowi, że twoja praca będzie pozornie bezwartościowa, a nawet nie przyniesie żadnych rezultatów, jeśli nie wręcz przeciwnie do oczekiwań. W miarę jak przyzwyczajasz się do tej idei, zaczynasz coraz bardziej koncentrować się nie na rezultatach, ale na wartości, słuszności, prawdzie samej pracy... stopniowo coraz mniej walczysz o ideę, a coraz bardziej o konkretnych ludzi... Ostatecznie to rzeczywistość osobistych relacji ratuje wszystko”.

Wiem, że to prawda. Współpracuję z kolegami w Zimbabwe, gdzie ich kraj pogrąża się w przemocy i głodzie z powodu działań szalonego dyktatora. Jednak wymieniając e-maile i okazjonalnie odwiedzając się, dowiadujemy się, że radość jest nadal dostępna, nie z okoliczności, ale z naszych relacji. Dopóki jesteśmy razem, dopóki czujemy, że inni nas wspierają, wytrwamy. Niektórzy z moich najlepszych nauczycieli tego byli młodymi liderami. Jedna z dwudziestolatek powiedziała: „Ważne jest, jak idziemy, nie dokąd. Chcę iść razem i z wiarą”. Inna młoda Dunka pod koniec rozmowy, która doprowadziła nas wszystkich do rozpaczy, cicho powiedziała: „Czuję, jakbyśmy trzymali się za ręce, gdy idziemy do głębokiego, ciemnego lasu”. Pewna mieszkanka Zimbabwe w swoim najciemniejszym momencie napisała: „W swoim żalu widziałam, jak mnie trzymają, my wszyscy trzymamy się nawzajem w tej niesamowitej sieci kochającej dobroci. Żal i miłość w tym samym miejscu. Czułam, że moje serce pęknie, gdy będę to wszystko trzymać”.

Thomas Merton miał rację: pocieszamy się i umacniamy, będąc beznadziejnymi razem. Nie potrzebujemy konkretnych rezultatów. Potrzebujemy siebie nawzajem.

Beznadzieja zaskoczyła mnie cierpliwością. Gdy porzucam dążenie do skuteczności i obserwuję, jak mój niepokój zanika, pojawia się cierpliwość. Dwóch wizjonerskich przywódców, Mojżesz i Abraham, obaj nieśli obietnice dane im przez Boga, ale musieli porzucić nadzieję, że zobaczą je za swojego życia. Prowadzili z wiary, nie z nadziei, z relacji z czymś wykraczającym poza ich pojmowanie. TS Eliot opisuje to lepiej niż ktokolwiek inny. W „Czterech kwartetach” pisze:

Powiedziałem do mojej duszy: uspokój się i czekaj bez nadziei
bo nadzieja byłaby nadzieją na coś złego; czekaj bezczynnie
Miłość
Bo miłość byłaby miłością złej rzeczy; jest jeszcze wiara
Ale wiara, miłość i nadzieja zawierają się w oczekiwaniu.

Tak chcę podróżować przez ten czas rosnącej niepewności. Bezpodstawnie, beznadziejnie, niepewnie, cierpliwie, jasno. I razem.